Historia choroby

<< Poprzednia strona

W czerwcu udało nam się odwiedzić Śląski Ogród Zoologiczny, a w nim jego nowych mieszkańców - pingwiny. Czerwiec to też urodziny Piotrka. Pomimo stanu epidemii postanowiliśmy je jakoś zorganizować, by solenizant mógł spotkać się z dzieciakami. Zaprosiliśmy więc dwójkę kuzynostwa - Julkę i Mateusza. Tym razem przyjęcie nie miało formy balu tematycznego. Było natomiast puszczanie ogromnych baniek mydlanych w ogródku, strzelanie do celu z NERFa i zabawa PLAYMOBILami. Młody był bardzo szczęśliwy.

Plany wakacyjne również musieliśmy dostosować do panującej sytuacji. Ostatecznie na urlop wybraliśmy się na początku września na Kaszuby. W gdańskim ZOO po odnalezieniu wszystkich pieczątek ze zwierzakami Piotrek zdobył dyplom odkrywcy. W samym Gdańsku odwiedzilimy natomiast Ośrodek Kultury Morskiej z wieloma interaktywnymi atrakcjami dla dzieci. Nie mogło nas też zabraknąć w egzotycznym Parku Edukacyjnym w Tuchlinie i skansenie we Wdzydzach Kiszewskich.

Wrzesień zaczął się powrotem do nauki szkolnej i wizytami nauczycieli w domu. Udało nam się też w końcu wykonać w Krakowie nowy gorset dla Piotrka. Ciekawe czy będzie chciał z niego korzystać częściej niż z poprzedniego... Pod koniec miesiąca przy okazji odwiedzin kuzynów - Tadzia i Wojtka, wybraliśmy się razem do Parku Śląskiego i zafundowaliśmy sobie przejażdżkę kolejką linową Elką, by z pokładu gondoli Piotrek mógł zobaczyć z góry Wesołe Miasteczko, ZOO i Stadion Śląski.

Jesień przyniosła nam niestety ropne zapalenie ucha i konieczność antybiotykoterapii oraz usunięcia z ucha założonego wcześniej drenu. Dlatego przy okazji podania kolejnej dawki Spinrazy mama musiała stanąć niemal na rzęsach, by przy jednym znieczuleniu możliwe było wykonanie obu zabiegów. Ostatecznie cel udało się szczęśliwie osiągniąć, chociaż nie obyło się bez komplikacji i wydłużenia o jeden dzień pobytu w szpitalu.

List do Mikołaja w tym roku Piotrek wymyślił i podyktował już całkowicie samodzielnie. Bardzo sprawnie podaje bowiem litery ze swojej tablicy i nie chce już komunikować się tylko w oparciu o pytania zamknięte i odpowiedzi "tak" i "nie". Nawet babcię zmobilizował do nauczenia się obsługi tej tablicy i odczytywania tego co dyktuje. W ramach przygotowań świątecznych nasz syn wybrał sobie jeszcze w internecie nowy kalendarz adwentowy. Poprzedni już mu się znudził, więc przekazał go kuzynom.


Nieraz dotarło do naszych uszu, jak lekarze czy znajomi mówili między sobą "ale mają strasznego pecha". Tak, dotknęła nas tragedia, czeka nas ogrom pracy i wyrzeczeń, aby podołać opiece nad synem, ale uśmiech Piotrusia to wszystko wynagradza i daje nam siły. Tak sobie myślimy, że cały sens rodzicielstwa jest taki by kochać. Postaramy się więc zrobić wszystko, by pomimo tak wielu ograniczeń związanych z chorobą Piotruś mógł być pogodny, szczęśliwy, mógł cieszyć się życiem przez cały czas jaki będzie nam dany być razem. Zapewne nie będzie to zwyczajne rodzicielstwo, ale czy "inne" musi znaczyć gorsze?

<< Poprzednia strona



statystyka