Historia choroby

<< Poprzednia strona Następna strona >> Aktualności >>>

Trzecie urodzinki Piotrusia odbyły się w dwóch odsłonach. Pomieścić całą dużą rodzinkę chętną do świętowania urodzin Misia nie jest bowiem łatwo. Poza tym wszelkie duże zgromadzenia Piotrusia peszą, zwłaszcza gdy uwaga skupia się na nim. Prezenty Miś przyjął więc chętnie, ale oswojenie się z wszystkimi gośćmi zajęło mu sporo czasu. Piotruś za to bardzo lubi rozmawiać przez telefon. Kiedy my rozmawiamy włączamy głośnik. Miś przysłuchuje się rozmowie i odpowiada na zadawane pytania, a mama lub tata przekazują jego odpowiedź do słuchawki. Może tak długo, a argumenty finansowe nie robią na nim wrażenia. Niestety do telewizora nie pała taką chęcią i nie lubi oglądać bajek. Co innego książki, te uwielbia. Niedługo więc zapasy literatury dziecięcej w naszej bibliotece ulegną wyczerpaniu.

W czasie wakacji Miś świetnie skumplował się z dziadkiem i tylko on mógł mu czytać przed snem wierszyki. To pewna odmiana w dotąd głównie "babskim" świecie towarzyskim naszego synka. Wspólnie z dziadkiem udało nam się też wybrać na wycieczkę kolejką wąskotorową. Wózek na szczęście zmieścił się pomiędzy siedziska wagonika i pojechaliśmy...

Z początkiem jesieni postanowiliśmy wybrać się z Piotrusiem na jakąś ciekawą wycieczkę. Z kilku propozycji Miś wybrał najbardziej egzotyczną, czyli park dinozaurów. Cieszył się bardzo na tą wycieczkę, ale przed samym wyjazdem wydawał się nieco wystraszony. W samym parku też musieliśmy go przekonywać, że te wielkie, poruszające się stwory to tylko zabawki. Piotrusiowi najbardziej do gustu przypadł włochaty mamut. Wspólnie zwiedziliśmy też ciemne korytarze trójwymiarowego oceanarium prehistorycznego. Ogólne wrażenia musiały być dla naszego synka atrakcyjne, bo parku opuścić nie zamierzał i nawet nie przyznawał się do głodu, żeby tylko do domu nie wracać.

Z innych naszych nietypowyh wypraw, korzystając z wyjątkowo ciepłej jesieni udało nam się wybrać na wieczorne oglądanie zniczy w święto Wszystkich Świętych. Żeby Misiak miał lepszy widok odwróciliśmy go w wózku przodem, czyli tak jak do spacerówki. Zwykle bowiem jeździ tyłem, dodatkowo z budką, żeby go słońce nie raziło. Jako że 1 listopada o godzinie 17:30 słońce na spacerze nie grozi, więc budka odpięta, Piotruś przodem, zapakowany w nowy nabytek, czyli śpiwór z futrem i ruszamy... Morze kolorowych lampek Misiowi bardzo się spodobało, sam też jedną zapalił. My sami też wyglądaliśmy trochę jak zapalona świeczka ;) Ze świecącym ekranem respiratora pod wózkiem wzbudzaliśmy ogólne zainteresowanie przechodniów. Mając do wyboru spacery po ciemku i w ciągu dnia Piotruś wybrał jednak te drugie.

W listopadzie musieliśmy z Misiem udać się do okulisty. Od pewnego czasu zezuje bowiem lewym oczkiem i ma problem z wodzeniem nim do nosa. Lekarz postanowił, że potrzebuje Piotrusia dokładnie przebadać i musi przyjąć go na oddział w szpitalu. I tu spotkała nas miła niespodzianka, bo okazało się, że zostaniemy przyjęci na okulistykę i tym razem ominie nas konieczność pozostawienia naszego synka samego na OIOMie. O ile sama wycieczka do szpitala Misiaka szczególnie nie stresowała, to już widok personelu na oddziale i pożegnalne "papa" taty spowodowały wielki płacz. Dopiero zapewnienia mamy, że nigdzie się nie wybiera i razem z nim będzie badać oczka trochę Piotrusia uspokoiły. Miś jak zwykle bardzo dzielnie przetrwał cały dzień z mnóstwem badań i zmęczony w końcu zasnął. Wcześniej za nic w świecie nie chciał położyć się do szpitalnego łóżeczka i praktycznie cały pobyt w szpitalu spędził w swoim wózku. Ostatecznie zostaliśmy wypisani z zaleceniem rehabilitacji wzrokowej i bez wskazań do noszenia okularów.

Zapewne ostatni raz przed nastaniem zimy udało nam się też odwiedzić dziadków. Z tego wyjazdu wyniknęła kwestia kota. Na spacerze Piotruś poznał bowiem miłego kotka i inne naprawdę przyjazne psy, kozy i konie przestały na nim robić wrażenie. Stale teraz do nas ten kot powraca w różnych sytuacjach. Na przykład Miś nie chce prezentu od Mikołaja, tzn. po dokładnym wypytaniu okazuje się, że jednak coś chce - chce kota. Jeżeli zapytać Piotrusia, czy chce, żeby go ktoś odwiedził to wybiera kota. Rozpuściliśmy więc wici wśród bliższych i dalszych znajomych z prośbą o odwiedziny z jakimś zrównoważonym kotem. Kilka kotów odmówiło wizyty, ale w końcu znalazł się mały, pręgowany ochotnik. Kotek w towarzystwie Misiaka zachowywał się nadzwyczaj spokojnie, tak że po pół godziny przytrzymywania go w rękach kot i Piotruś zostali pozostawieni sami sobie! Zwierzak machał szczęśliwy ogonem i macał łapką rączkę Misia, który z kolei smyrał go paluszkiem za uchem. Kotek głośno mruczał i wyluzował się do tego stopnia, że w końcu zasnął. Piotruś również był bardzo oczarowany i oczywiście przy rozstaniu nie obyło się bez płaczu. Musieliśmy więc obiecać naszemu synkowi kolejną kocią wizytę.

W przygotowaniach do Świąt Piotruś w tym roku ochoczo brał udział. Zawzięcie kolorował z kim tylko mógł bożonarodzeniowe pocztówki i plakaty, które potem rozdawał jako prezenty gwiazdkowe. Żeby włączyć Piotrusia w świąteczne składanie życzeń wspólnie upiekliśmy też "muffiny wróżebne". Do każdej babeczki Miś powciskał albo orzeszek albo suszony owoc (śliwkę lub kiwi). Każdy z nich coś symbolizował. Podczas wigilijnego dzielenia się opłatkiem Misiak częstował muffinami z wróżbą. Co oznaczały poszczególne wróżby Piotruś przedstawiał na swoim e-tranie za pomocą obrazków z Boardmakera. Dużo z tym wiązało się śmiechu i zabawy całej rodziny. Każdy był ciekawy co wylosował i chętnie zjadłby ciasteczko jeszcze przed barszczem z uszkami.

Zimowa pora sprzyja uruchamianiu wyobraźni celem wymyślania kolejnych zabaw przymusowo domowych. Ostatnio trafiły do nas "chrupkozgniotki". Znajdowały się w paczce z apteki, gdzie służyły do zabezpieczenia jej zawartości przed uszkodzeniem. Takie cudo jest ciekawe w dotyku i na tyle lekkie, że Miś jest w stanie nim poruszać. "Chrupkozgniotki" można zgniatać pojedyńczo lub stadami, można je prawie samodzielnie wrzucać do pojemnika, w "chrupkozgniotkach" można znajdować zagubione drobiazgi. Krótko mówiąc są świetne, a do tego dostarczane z każdą kolejną paczką z apteki. Piotrusiowi w ostanim czasie bardzo przypadł też do gustu kratkowany słoń Elmer - książkowa postać, którą przedstawiła mu pani padagog - ciocia Mangi. Elmera regularnie więc oglądamy i czytamy, czekając na wiosenną wyprawę do zoo.

Do Świąt Wielkanocnych Miś przygotował się książkowo. Dosłownie i w przenośni. Razem z ciocią od komunikacji alternatywnej Piotruś wykonał wielkanocną książeczkę z opowiadaniem o tym, co się robi w poszczególne dni Świąt. Posiał również rzeżuchę w ilościach hurtowych na talerzyku i w skorupkach jajek oraz pamalował wydmuszki i jajka na twardzo z połową rodziny. Nie zabrakło też przygotowywania koszyczka ze święconką, w którym nasz synek koniecznie chciał umieścić zeszłoroczną kurkę na patyku i kategorycznie nie zgadzał się na żółciutkiego kurczaczka. Zgodnie z tradycją odbyło się szukanie pisanek i uroczyste śniadanie wielkanocne. W Lany Poniedziałek Piotruś oczywiśie nie odpuścił żadnej pani i wszystkie zostały ostrzelane wodą z misiowego pistoletu. Zajączek przyniósł Piotrusiowi oprócz prezentu także pieniążek, by mógł sam wybrać coś dla siebie. Z pieniążkiem i rodzicami Misiak pojechał do sklepu z zabawkami. Na początku nasz syn wprost pożerał wzrokiem wszyskie zabawki i nie przejmował się za bardzo faktem, że pieniążek był tylko jeden. W końcu jednak udało się dokonać wyboru i wyjść ze sklepu z klockową farmą ze zwierzakami.

W maju z odwiedzinami u Piotrusia pojawiły się przedszkolaki z zaprzyjaźnionego przedszkola integracyjnego - w liczbie 3 chłopców. Po wesołym przywitaniu było wspólne śpiewanie i rozwiązywanie zagadek. Współpraca układała się świetnie i Miś był bardzo, bardzo rozczarowany, kiedy wizyta dobiegła końca. Jeszcze w tym samym tygodniu Piotruś z przedszkolakami pojechał do planetarium. Sam seans nie zrobił może na nim ogromnego wrażenia, natomiast bardzo efektowne było wnoszenie naszego wózka z Misiem po licznych schodach i zakrętach przed trzech panów z obsługi. Niestety planetarium okazało się nieprzystosowane dla osób poruszających się na wózkach. Ciekawe ile takich wnoszeń i znoszeń panowie muszą dziennie wykonać?

<< Poprzednia strona Następna strona >> Aktualności >>>



statystyka